8 grudnia 2010

trzydzieści trzy


Spotkałam się z nią w kawiarni, kilka miesięcy temu. Wtedy jeszcze mogłam zapalić papierosa, to było przed ustawą antynikotynową w miejscach publicznych. Paliłam tego papierosa i patrzyłam na jej usta, rozmyślając o wszystkich jej kochankach. Ona miała na sobie małą, czarną sukienkę, której nie zmieniła po pracy. Jak widać, w pracy ubiera się seksownie, ale elegancko. Pamiętam jeszcze, że miała kształtne biodra.
Po kawie, trzech papierosach i co najmniej dziewięćdziesięciu minutach rozmowy, ona zerwała się spanikowana, prosząc, byśmy się spotkały możliwie jak najszybciej. Musi koniecznie wracać do domu.

Wieczorem napisała mi, że przypomniało jej się wtedy, że zostawiła żelazko włączone. Do dziś nie wiem, czy po prostu chciała się wyrwać od mojego towarzystwa.
Jednak spotkałyśmy się w następnym tygodniu. Po kawie z syropem karmelowym, po rozmowie na temat najskrytszych fantazji seksualnych, zaciągnęła mnie w ciemną bramę, w centrum miasta i zachłannie całowała. Jej usta były wąskie, jej język zwinny.

Miałam do niej przyjść na drinka. W jej słowniku oznaczało to koronki, pościelowa muzyka, wino i seks. Pisała codziennie wiadomości ociekające tęsknotą i namiętnością. Pisała, że jej trzydziesto trzy letnie ciało pragnie mojego dotyku. Mojej czułości.
Nie znalazłam w sobie ani odwagi, ani czułości.
Więcej się nie spotkałyśmy.

28 września 2010

filozofia umierania


Chciałabym móc nazwać wszystkie uczucia, ale brak mi słów, które by je odzwierciedlały. Brak kolorów, które by mogły zobrazować intensywność emocji. Brak muzyki, która mogłaby wybrzmieć siłą wyobrażeń.

Biochemia w moim mózgu. Intensywnie dobierające się pary impulsów, łączące się, tańczące. Jak to jest, że wchodzą w moją głowę, że Ty wchodzisz. Nieproszony.

Czy warte to wszystko?

Nie można uśpić cząsteczek atomowych. Nie da się zdusić, zakrzyczeć, zmiażdżyć czy wypalić. Nie da się ich oszukać. One same wiedzą najlepiej, którędy biec, jakie drogi wybierać by być najbliżej siebie. One mają odwagę walczyć o siebie, ostatnimi siłami zwyciężają wszelkie przeciwności.

Nie wyważaj drzwi otwartych na oścież.

Anioły wcale nie strzegą naszych dusz. Nie siedzą na chmurkach i nie patrzą na nas, ludzi. Nie interesuje ich czy jesteśmy tego warci czy nie. Nie jesteśmy dla nich, nie są dla nas. Nie muszą nas chronić, nie muszą nam podpowiadać dobrych wyborów. Diabły nas też nie chcą.

Gardzą nami boskie stworzenia. Nie ustąpią nam miejsca w swoim przedziale.
Nie pozwolą nam wsiąść do swojego pociągu. Wyrzucą ze swoich dworców. My mamy tylko serca. Oni nie chcą serc.

Oto mój krzyk i strach przed śmiercią.

Tylko czego się bać, śmierć to tylko słowo, po co bać się słów. Po co strzec tajemnic, sekretów. Po co to wszystko, wszystko trzeba będzie zostawić. Spakować najważniejsze dokumenty upoważniające nas na jeden jedyny przejazd. Dokumenty człowieczeństwa wydaje nasz osąd o sobie. Sumienie nasze jest jedynym urzędem administracyjnym zdolnym wystawić nam odpowiedni paszport.
Jak daleko zajedziemy?

17 września 2010

Żona Męża


Dźwięki mieszają się ze sobą: rytmiczne uderzenia palców o struny gitary, wokalista śpiewający o czymś nienamacalnie znajomym i głuchy świder strzelaniny zza ekranu telewizora kierowany przez Męża.
Żona lirycznie nastawiana - wczuwa się w każdy odgłos muzyki płynący z głośniczków wbudowanych w niewielki laptop. Nauczyła wyłączać niektóre swoje zmysły, lub raczej ich połówki. Kieruje swoim światem zmysłowym. Mąż niczego nie zauważa.

Jest taka muzyka, która uruchamia zapadki, odblokowuje kody namiętności. Wtedy wydobywają się z różnych sekretnych sejfów opary wspomnień. Maleńka istotka w Żonie zaczyna się dusić tymi wspomnieniami, tym dusznym dymem. Ale jest cos w tej atmosferze, jest coś, co uzależnia, co powoduje, że krew szybciej płynie. Krzyki w głowie Żony nie zamilknął wraz z zakończeniem piosenki.

Idzie zapamiętale dalej. Z każdym krokiem coraz trudniej, jakby wszystkie odnóża duszy zapadały się w coraz mętniejszych bagnach podświadomości. Tęsknoty. Marzenia. Sny. I strach. Lęk przed znanym, które mogłoby być nieznane. Kiery ruchy stają się coraz szybsze, kiedy palce na klawiaturze same odnajdują właściwe litery a muzyka coraz głośniej wbija się swoimi szponami w zmysły
Odgłosy strzelaniny dochodzą zza kotary świadomości.
Kolejna piosenka się kończy, kolejna zaczyna.

Tym razem nieznany utwór wybrzmiewa. Narastająco, pulsacyjnie. Znowu szybko, głośno i boleśnie prawdziwie. Żona lubi, kiedy muzyka ją dotyka. Kiedy zaczyna się wdzierać do jej duszy, kiedy zaczyna boleć. Żona lubi sprawiać sobie ból za pomocą zmysłów. Sama sobie sprawiać. Jakby sama sobie sprawiała prezent. Nie ma mowy o poczuciu winy.

Chociaż poczucie winy to ciekawy temat. Jednak nie ma do niego odpowiedniej piosenki w dzisiejszym repertuale Żony.

Żona czyta skrawki zapisanych powierzchni. Jej własne słowa przypomina o emocjach, które wcześniej nią targały. Które za każdym razem nią targają, gdy je odgrzebuje. Kiedy przychodzi drań, ten konkretny drań, odkopuje wspomnienia, które są zapisane w kilkudziesięciu piosenkach. I listach. Pamiętnikach. I popiołach.

Żona nie pali w domu. Żeby zapalić papierosa, na którego tak bardzo ma teraz ochotę musiałaby wyjść na taras. Ale Mąż jest w domu. Mąż jest swoistym klawiszem, który zabrania Żonie palić papierosów. Ani niczego innego. Jeśli zauważy Żonę Palącą, staje się Wkurzonym Mężem. Wkurzony Mąż długo nie daje się udobruchać, co czasami podnieca Żonę.

Żona jest dziwną Istotą, która – świadoma swojej seksualności – lubi uwodzić samą siebie. Często uwodzi we wspomnieniach. Skoro je odkopała, może je teraz wykorzystać. Żona lubi nekrofilię – seks z trupem pełnym wspomnień, które dają rozkosz a jednocześnie są tak samo martwe, jak ci, na cmentarzach. Tamtych można jeszcze dotknąć, tego, co pozostało tylko w pamięci, nie można.

Dlatego tak bolą. Nie można ich w żaden sposób reanimować. Nie da się ich już podtrzymać ożywić. Żona to doskonale wie, jednak ciągle próbuje.

I kolejny raz wpada w ekstatyczny nastrój, w którym nie tylko już papieros jest w zasięgu pragnień, ale i alkohol. Dużo alkoholu, sporo procentów, sporo myśli zakonserwowane w głowie. Aby zatopić paranoje, wszystkie myśli i pragnienia. Żona wie, że jest Żoną, ale wie też, że jej dusza nigdy nie będzie należała do Męża.
Mąż szanuje szaleństwo Żony, w ogóle się tym nie przejmuje. Po każdej akcji muzyczno-wspomnieniowej z taką lubością odgrywanej przez Żonę, ona sama się uspokaja i jak łagodna łania zaczyna się łasić do swojego Męża. Bo tak naprawdę Żona zawsze marzyła o spokojnym mężu, który nie ma w głowie tylu krzyków, co Żona. Żona zawsze marzyła o Mężu, który będzie w stanie ratować Żonę z opresji spokojem i rozsądkiem. O takim właśnie Mężu Żona marzyła, który strzela z karabinów napędzanych nienawiścią i strachem jedynie na ekranie telewizora. Takim właśnie jest Mąż Żony.

 Alicja Liddell

16 września 2010

Pierwszy raz

Brzmi znajomo? Ile razy w swoim życiu każdy z nas wypowiadał te słowa?
Pierwszy raz jadłam/piłam to czy tamto. Czułam, śniłam, zrobiłam.


Jednak najbardziej "pierwszy raz" kojarzy nam się z doświadczeniem seksualnym.
Oczywiście nie będę tu opisywać moich ekscesów, chociaż mogłoby być ciekawie ;)

Nie pierwszy raz też zakładam bloga, więc i to nie jest tematem tego postu.

Co może być zatem "pierwszy raz"? Może błąd językowy w tym zwrocie?
Otóż nie.
Mam tylko jedno do zakomunikowania: nie ma nic "pierwszy raz". Wszystko już było. W odpowiednim czasie, miejscu, konstelacji osobowej. Tak naprawdę nic nie wymyślimy nowego, z niczym nowym się nie zmagamy. Dlaczego więc tak bardzo ludzie chcą istnieć w swoim wyimaginowanym wymiarze "ja", "moje", "tutaj" i "teraz". Z chęci poczucia wyjątkowości? Oj, przykro mi bardzo. Nie ma niczego wyjątkowego. Każda nasza myśl przeleciała nie tylko nam w głowach. Była powtarzana miliony razy przez inne świadomości. Każda nasza próba indywidualizacji kończy się fiaskiem i wpychanie się w kolejną formę. Oczywiście, nie chcę się zabawiać w Gombrowicza, nie muszę Wam na siłę niczego udowadniać, przedstawiać formy i treści. Wy to wszystko sami wiecie.

Ale ja, drodzy czytelnicy, chciałabym jednak zmierzyć się z tym poglądem. Chciałabym mieć poczucie wyjątkowości. Chciałabym i życzę sobie tego, by pozostawić coś na świecie - coś bardzo mojego. Coś na "teraz" i coś na "później".
Choćby były to tylko słowa, tylko farba na płótnie. Listy papierowe i elektroniczne. Chciałabym, ponieważ to wszystko prowadzi do przetrwania cząsteczki "ja" w wymiarze "przyszłość".
Ustawić sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu.