13 października 2012

Zdradź mi, Universe

Wszystko lub nic
Nieważne jak, ważny tylko cel
Czas wybrać już czerń czy biel
Znów każą z własnym bratem się bić
Znów z czystym sumieniem pakują nas w brud
Wybrnąć z tego to cud

Czekam na cud

Na sojusz głów, który zbawi nas
Niech wyrwie z rąk ostrą broń
Być może miłość nie jest bez szans
Lecz trzeba już dzisiaj zbudować jej schron

ref.: Krzyknąć bratu w oczy:

Zdradź mi!
Czy jest prawdą, że chcesz iść jak Titanic na dno?
Zdradź mi!
Kto Cię kupił, że twarz masz jak Rasputin pies?
Zdradź mi!
Skąd ta wiara, że Cię już nie dosięgnie kara?
Zdradź mi!
Skąd ta pewność, że już nikt nie pokona Cię?

Chcę wreszcie żyć

Nie plątać słów, nie uświęcać kłamstw
Narodzić się jeszcze raz
Więc zanim wpuszczę kogoś pod dach
Zobaczę czy serce, czy pałkę znów ma

ref.: Mam już dosyć bicia

Zdradź mi!
Czy jest prawdą, że chcesz iść jak Titanic na dno?
Zdradź mi!
Kto Cię kupił, że twarz masz jak Rasputin pies?
Zdradź mi!
Skąd ta wiara, że Cię już nie dosięgnie kara?
Zdradź mi!
Skąd ta pewność, że już nikt nie pokona Cię?

Być może miłość nie jest bez szans

Więc po co bez sensu pakują nas w brud
Kiedy wreszcie zdarzy się cud?
...czekam. 


Zimno.
W okół ciemno.
Słyszę pomrukiwania,
czuję strach,
nie ma dokąd uciec,
schron daleko stąd.

Twoja ręka
daleko stąd.
 

12 sierpnia 2012

Siedem milionów słów



A wszystkie w jednym kolorze
Zieleni.

Spoglądam w jej oczy i widzę mgiełkę pożądania. Chcę pocałować jej powieki i otulić się jej ramionami. Chcę rozchylić jej wargi i wsunąć swój język pomiędzy nimi. Chcę wdychać jej zapach tak długo wyczekiwany. Chcę wbić moje paznokcie w jej delikatną skórę na plechach. Chcę by była.

Szukam przestrzeni
Gdzie byłaby ona
I ja.

Mój czas płynie powoli a ja przesypuję drobinki piachu między palcami. Dzisiaj nic nie jest już tak skomplikowane. Wszystkie równania dają prawidłowy wynik. Wszystkie litery układają się w słowa. Mewy wykrzykują ten sam dźwięk a drzewa szumią tak, jak szumiały wczoraj. Nic już nie jest magiczne i każdy następny akt woli będzie świadomy.

Chmury przysłoniły mi życie
Zostałam ja
I siedem milionów niewypowiedzianych słów.

23 maja 2012

Trzy siostry człowieczeństwa

Wiara. Nadzieja. Miłość.

Weźmy wiarę. Jest jak szczwany lis. Przypałęta się znienacka. Atakuje najsłabsze jednostki. Te silne zdołają uciec, zanim połknie je do reszty. Gdy już połknie w całości, gdy nie ma ucieczki, jesteśmy w wielkiej jamie, niczym Jonasz w wielorybie... I ta sama wiara, która nas zjadła - podtrzymuje nas. Z wewnątrz i na zewnątrz, wszędzie. Zachłannie. Bo przed sobą w sobie nie da się uciec.

Nadzieja jest najstraszniejsza. W chwili, gdy już wszystko karze zniknąć, nadzieja trzyma nas za rękę jak dobra matka, podtrzymuje w cierpieniach, byśmy cierpieli do końca. Aż nie będzie ratunku. Nawet wtedy, nadzieja niczym zaborcza kochanka, wpierw daje nam w twarz, by za chwilę wpić się w nasze umysły.

Ale miłość. Miłość skrada się nocą i zamyka umysł. Wodzi uniesieniem po plecach, nadgarstkach, całuje w usta. Miłość stale krąży, raz się zbliżając, by za chwilę się oddalić. Miłość to wredna suka, która nie pozwoli odejść za daleko. Z trzech sióstr, to ona potrafi najwięcej zdziałać. Gdy pierwsza już nas wypluje, druga opuści, ta trzecia zabierze nam wszystko.


28 marca 2012

* * * [fragment]

Czy znasz to uczucie, gdy czegoś bardzo chcesz, ale gdy już to dostajesz, wzbudza to w tobie lęk? A gdy nie wiązało się to ze złą wróżbą, lecz uczuciem kogoś, na kogo czekałeś tyle lat?
            Gdy sięgam pamięcią, towarzyszyło mi uczucie niedopasowania. Byłam jak nigdzie nie pasujący puzzel. Gdy jedno ramię pasowało do powierzchni, drugie nie chciało nigdzie się zaczepić. Zdałam sobie z tego sprawę bardzo wcześnie. Pamiętam doskonale godziny spędzone na huśtawce wśród bloków. Bujałam się na jednej z nich i czułam jak bardzo nie pasuję do żadnego świata. Zaczęłam też spostrzegać upływający czas. Niedopasowanie i nieuchronność czasu sprawiły, że pragnęłam odczuwać jak najwięcej. Zbierać doświadczenia jak kolekcjonerzy swoje zbiory. Układać je w klaserach wspomnień. W pewnym wieku każde doświadczenie jest traktowane jak kolejna płyta chodnikowa, która jedynie wydłuża ścieżkę wiodącą przez życie.
Dopiero później zauważyłam, że każde doświadczenie to osobny zaułek, sprawiający, że droga staje się labiryntem, w którym łatwo się zgubić.
            Kiedy chce się wszystko przeżyć, w rzeczywistości czuje się ogromną pustkę. Wpada się w nią jak do pustego pokoju. Wyobraź sobie. Jesteś w ciemnym pokoju, gdzie nie ma nic. Wyciągasz rękę i badasz każdą ścianę. Gdy wielokrotnie obmacasz każdą nierówność, zaczynasz skrobać w drzwi, w końcu raniąc sobie ręce. Gdy i to nie przynosi ulgi, chodzisz po pokoju i gubiąc się w liczbie kroków wzdłuż, wszerz i po przekątnej, w końcu próbujesz się wyrwać tłukąc ciałem o ściany. Gdy w pokoju pojawia się druga osoba, traktujesz ją jak wybawienie.
Tak wyglądało moje życie, zanim pojawił się ktoś, kto stał się dla mnie wybawieniem. Szarpałam się w moim ciemnym, pustym życiu marząc o tym, by ktoś mnie zabrał.
24.11.11

13 marca 2012

* * *

Jest tylko dziś...
Wczoraj jest już snem,
a jutro tylko wizją.
Ale dobre dziś
czyni wczoraj dniem szczęśliwym, 
a jutro wizją nadziei...


Jeśli wczoraj jest tylko wspomnieniem, to dziś też nie jest tak ważne, jak jutro.
Jeśli teraz jest najważniejsze, to jutro jest arcyważne.

Teraz rozumiem, dlaczego jestem tak niecierpliwa.
Jak najszybciej chcę jutra.

* * *

Szpitalna sala. Łóżko najbliżej drzwi. Szafka, a na niej książka. Na łóżku siedzi młoda dziewczyna i stuka w klawisze laptopa.
Dziewczyna nie wie, jaki jest jej cel. Być może z tego powodu siedzi na szpitalnym łóżku.
Lekarze wiedzą lepiej i leczą ją na chorobę maniakalno-depresyjną. Afektywną.
Dziewczyna miewa chwile szczęśliwości, bezkrytyczna ocena rzeczywistości. Ale miewa też chwile znużenia własnym życiem i otaczającą ją realnością.
Dziewczyna zawsze marzyła o gwiazdach. Czasami gwiazdy zbliżały się, na wyciągnięcie rąk. Czasami były tak odległe, że nawet ich blask nie docierał do jej oczu.
Są chwile, gdy ona sama chce być gwiazdą. Świecić jak ona i ogrzać serca swoim ciepłem. Z każdym dniem tęsknota jest silniejsza. Ogrzać. Z nadmiaru miłości, nie z jej braku.

Na szpitalnym łóżku, najbliżej drzwi siedzi dziewczyna i wystukuje w klawisze setki słów.

6 marca 2012

Trzy kropki

Czasami na dysku można znaleźć porozsypywane kafelki wspomnień. Kilka z nich znalazłam dziś... Wiersze.



 ***
Jak żona Lota
nie mogę się odwrócić
bo wszystko stracę
co i tak już nie moje

Jednak
coś karze mi
spojrzeć za siebie
na ...

Za późno
minęliśmy pierwszy zakręt
    Alicja, 12/01/2006



 * * *
zasypiam
chociaż nie ma Ciebie przy mnie
popatrz, a jednak umiem
i wcale nie umarłam
gdy rozsypały się nasze marzenia
jak rozbite lustro

śnię
może o Tobie, choć raczej nie
mimo że to Ty byłeś bohaterem
w moim sennym szoł

i wcale deszcz łez
mnie nie porwał
gdy moja miłość na słowa
przelana
teraz tylko popiołem
w czeluściach śmietnika

Wszystko się stało
a ja żyję, oddycham,
tylko czasem dusisz mnie wspomnieniem
    Alicja  - 10/01/06



* * *
Przeszłam
koło zardzewiałej tabliczki
WYJŚCIA NIE MA

Nie oplotły mnie
pajęczyny sumienia
Nie zatrzymał mnie
mój własny strach
Nic nie zrobiłeś ty

Przeszłam spokojnie
Krzyk bezsilnosci
uwiązł mi w gardle ...
    Alicja -  7/12/2005

Wiecej: http://www.eioba.pl/a/3nvm/trzy-kropki#ixzz1oKRsRIiQ - z mojego profilu na www.eioba.pl

26 lutego 2012

Podążając własną ścieżką...


I

Dziecko niewiele rozumie, ale wie dużo. Wie, że tata codziennie idzie do pracy. I że jego ręka, choć ciepła i czuła, potrafi też dać klapsa, na którego dziecko zasłużyło. Wie, że matka przygotuje codziennie ciepły posiłek, który trzeba będzie w całości zjeść. Będąc dzieckiem wiedziałam jeszcze, że co niedziela będzie ten sam rytuał wyjścia z domu. Powroty przez okoliczne lasy, rozmowy, tabliczka mnożenia, zbieranie liści, lepienie bałwana. Dziecko, jakim byłam, wiedziało też, że czekać to niebezpieczne słowo, pełne pułapek. Wiedziało, że obietnice mogą być łamane w zależności od natężenia „chcenia”. Dziecko czuło, uczyło się. Jak szybko zrobiło swój pierwszy krok, tak szybko wbiegło w kolejny etap swojego życia.

Każde dojrzewanie wygląda podobnie. Poszukiwania, ciągłe zadawanie sobie pytania kim właściwie jestem, zdzieranie z siebie resztek dzieciństwa. Ciągłe toczenie bitew z rodzicami, polemika niekoniecznie merytoryczna z rodzeństwem (do dziś pamiętam kłótnie o sens pukania do drzwi zamkniętego pokoju siostry: skoro wiem, że ona tam jest, dlaczego miałabym pukać a dopiero później wchodzić? Niestety, brutalna wiedza objawiła się, gdy to ja byłam tą starszą siostrą a młodszy brat, na moje podobieństwo próbował wedrzeć się do mojego pokoju).

Najgorsze jednak były zmiany cielesne. Pierwsze pryszcze na twarzy, pierwsze poważniejsze dylematy co na siebie włożyć. Zmieniające się rozmiary tego i owego. Za długie ręce, za krótkie nogi albo odwrotnie, w zależności od pory roku. Ciągły brak harmonii między ciałem a duszą. Coś nie wygodnie w tym ciele było. Nie chciało się to coś dopasować. Ale i to ustępowało z czasem. Z czasem nawet polubiłam ten kombinezon. Skóra moja, ciało całe. Stawałam się kobietą, przemiana dokonała się bardzo szybko.

I pierwsza miłość. Bardzo namiętna. Przez nią mój wzrok ucierpiał w znacznym stopniu, ponieważ moje trzynaste wakacje spędziłam na balkonie z lornetką obserwując każdy ruch młodzieńca, który podbił moje serce kopiąc piłkę na boisku. To wtedy sformułowałam swoją definicję miłości. Tej nieszczęśliwej, choć najpiękniejszej, nieodwzajemnionej. Potrafiłyśmy z koleżanką godzinami opowiadać sobie, jak byłoby pięknie, gdyby ten jedyny na nas spojrzał, gdyby rękę ręką dotknął, objął i powędrował z nami w świat. Nic takiego się nie stało. Ale marzenia urozmaiciły nam nie jeden wieczór zimowy.

W końcu książki, czytałam je w ponadprzeciętnej ilości. Otwierał się przede mną świat, którego nie znałam. Świat, w którym mogłam się zatopić i wyjść tylko po to, by sobie nowe kanapki robić, bo do dziś uwielbiam zajadać przy czytaniu. Odwiedzałam światy, w których kształtowały się moje wartości, zasady. Tęsknoty i marzenia. Czasami przynosiłam porcję świata tekstowego ojcu, by móc z nim przedyskutować fakturę emocji zapisaną na papierze. Pomógł mi w odnalezieniu własnego świata. Wspólnie wybraliśmy się na przechadzkę, którą teraz drepczę sama. Z plecakiem pełnym wspomnień.

Gdy świat pędzi, ja spokojnie spaceruję jakby obok. Nie spieszę się do nikąd. I chociaż Ci, którzy mnie znają, wiedzą jak niecierpliwa jestem, jak bardzo chcę być, czuć, istnieć, szybciej działać i pędzić, pędzić… to pozwalam sobie samej nacieszyć się światem. Doceniam każdy gest, każdą dłoń w mojej dłoni, każde słowo, które pada z Waszych ust… Doceniam każdą chwilę, w której mogłam zapłakać, w której mogłam uśmiechem ozdobić czas. I chociaż czasami przyspieszam kroku, to wciąż pamiętam. O wszystkim. Studia, praca, dom. Wszystkie nici wiążące mnie ze światem.

Ale łatwo mnie skrzywdzić. Wystarczy gest, złe słowo, wypowiedziane niczym klątwa w złej godzinie. Wystarczy spojrzenie, w której odkryję obojętność… Niewinne kłamstwo, chwilę przemilczenia, ciszę pośród drzew.

Gdy po prostu jestem, moja bariera ochronna jest niczym pergamin. Gdy ją dotkniesz delikatnie, z czułością, zwinie się okazując wnętrze… Lecz gdy szarpniesz… napręży się i pęknie. A z nią moje ja. Prawdopodobnie.

Chociaż nigdy nie wiadomo, jak silny potrafi być pergamin. Nigdy nie wiadomo, jak mocno potrafi trzymać, gdy ma tak wiele do zaoferowania. A ma tyle, ile zostało na nim zapisane.



Nie ważne jak wiele cieni mam w sercu. Nie ważne jak wiele łez zostawiam za sobą, jak wiele radosnych uśmiechów, blasku, radości. Ważna jest droga przede mną. Iść. Choćby nogi miały odmawiać posłuszeństwa, jakby miał lać deszcz, padać śnieg, żar prażył… chcę iść.

Z bagażem pełnym doświadczeń.

I jeśli złapiesz mnie za rękę, poprowadzę Cię moją drogą. Pokażę najpiękniejsze krajobrazy, najciekawsze okazy, które hoduje mój świat. I gdy nawet burza przemknie, mocno będę trzymać Cię za rękę.

19 stycznia 2012

dziewiętnasty stycznia

Zapalam papierosa
żar, dym, wdech, wydech, dym

Wsiadam do samochodu
sprzęgło, skrzynia biegów, gaz, hamulec, zakręt, jeden, drugi i trzeci i jestem na ulicy,
zapinam pasy, rozglądam się, włączam muzykę
głośniki eksplodują dźwiękami
jakimikolwiek, dziś to nie ważne

Jadę
Gaz, dwójka, trójka, czwórka, gaz, piątka.
Jadę szybko, pewnie. Mijam samochody, ślamazarne pudełka pełne cudzych zapachów, pełne marionetek.

Czuję jak krew uderza mi do głowy
mocniej szybciej więcej

Wpadam w poślizg
a może to ja sama skręciłam kierownicę zbyt gwałtownie
wymierzone dokładnie tak, jak czytałam
w poradniku dachowania
odrzuca mnie w górę, samochód wypada z jezdni, wpada na torowisko

jedzie pociąg z daleka
miażdżona blacha, odłamki szkła, jeszcze kilkaset metrów ciągnięty wrak przed sobą jak okulary na nosie starca

Nie ma tam żadnego światła
są połamane kości, ból, przeraźliwy strach, ból, krew, ból

Jeszcze się nie zdecydowałam
czy przeżyję
czy nie.