17 października 2011

a

Szczeniackie lata za mną.

Nadchodzą czasy, których nie do końca rozumiem.

Dorosłość, w której nie ma miejsca na marzenia o magicznym pyle, w którym mogłabym zniknąć.

Dojrzałość, w której wartości poganiają poglądy...

Chwile, w których krawacik musi być zawiązany a
sukienka dopięta

i nie można założyć podartych kabaretek.


I tak tkwię między  wariactwem afektywnym dwubiegunowym
a
dorosłą, dojrzałą wersją kobiety
żony
matki

2 października 2011

Spotkamy się

Spieszysz się, twoje kroki wybijają rytm na mokrym asfalcie. Ile razy tak maszerowałeś? Metr za metrem, coraz bliżej celu. Czasami wyjrzysz zza swoich rzęs, ogarniesz rzeczywistość ciemnymi oczami. Spuszczasz wzrok, nie chcesz, by krople deszczu wpadły ci do oczu.
Patrzę na ciebie, przechodzisz koło mnie na wyciągnięciu ręki. Mogłabym złapać cię za płaszcz, poprosić byś zaczekał. Powiedzieć cokolwiek. Stoję nieruchomo i patrzę, jak odchodzisz. Nigdy wcześniej cię nie widziałam i nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczę.
Może za kilka dni podasz mi filiżankę kawy w kawiarni. Zaproponujesz ciekawą lekturę w księgarni. Podpalisz mi papierosa, gdy za próżno będę szukać zapalniczki w jakiś ciasnym klubie. Może będziesz się ze mną kochał w ciemną noc za parę lat. A może wbijesz mi nóż w serce, gdy zechcę odejść. Albo ty odejdziesz z moją przyjaciółką?

Deszcz zmył twoje kroki, a ja zapomniałam jak wygląda twoja twarz.