8 grudnia 2010

trzydzieści trzy


Spotkałam się z nią w kawiarni, kilka miesięcy temu. Wtedy jeszcze mogłam zapalić papierosa, to było przed ustawą antynikotynową w miejscach publicznych. Paliłam tego papierosa i patrzyłam na jej usta, rozmyślając o wszystkich jej kochankach. Ona miała na sobie małą, czarną sukienkę, której nie zmieniła po pracy. Jak widać, w pracy ubiera się seksownie, ale elegancko. Pamiętam jeszcze, że miała kształtne biodra.
Po kawie, trzech papierosach i co najmniej dziewięćdziesięciu minutach rozmowy, ona zerwała się spanikowana, prosząc, byśmy się spotkały możliwie jak najszybciej. Musi koniecznie wracać do domu.

Wieczorem napisała mi, że przypomniało jej się wtedy, że zostawiła żelazko włączone. Do dziś nie wiem, czy po prostu chciała się wyrwać od mojego towarzystwa.
Jednak spotkałyśmy się w następnym tygodniu. Po kawie z syropem karmelowym, po rozmowie na temat najskrytszych fantazji seksualnych, zaciągnęła mnie w ciemną bramę, w centrum miasta i zachłannie całowała. Jej usta były wąskie, jej język zwinny.

Miałam do niej przyjść na drinka. W jej słowniku oznaczało to koronki, pościelowa muzyka, wino i seks. Pisała codziennie wiadomości ociekające tęsknotą i namiętnością. Pisała, że jej trzydziesto trzy letnie ciało pragnie mojego dotyku. Mojej czułości.
Nie znalazłam w sobie ani odwagi, ani czułości.
Więcej się nie spotkałyśmy.